Stoi na ulicy w obcisłym, jakby za małym ubraniu. W jej uśmiechu jest pokusa, zapowiedź chwilowej ekstazy, mgnienia oka fizycznego spełnienia i oczekiwanie. Lepkie, śliskie, błogie, gęste jak karmel. Pokryte szminką usta nie są stworzone, by kształtować słowa. Ich powołaniem jest dawanie rozkoszy. Spod półprzymkniętych powiek o długich, czarnych rzęsach, patrzą piękne oczy. Czeka na amatorów jej urody, jej idealnego ciała, poligonu ćwiczeń sztuki miłości, jak sztuki wojennej.
Siedzi ze spuszczoną głową na ławce przy śmietniku. Obłok duszącej woni niemycia miesza się z gęstą chmurą rozkładu odpadków. Sam jest odpadkiem społeczeństwa. Wyrzutkiem z resztkami krwi w żyłach, pokłutych cienkimi sztyletami strzykawkowych igieł. To one sączą weń życie. Nie ma go w nim samym. On tylko wegetuje. Zaczyna żyć dopiero, gdy tłok wepchnie do krwiobiegu mieszaninę atomów syntetycznej substancji. Nikt go nie chce. Inaczej niż tamtą dziewczynę. Powabną, piękną, idealną, pachnącą. Nikomu nie jest potrzebny. Nikomu, nawet na ułamek sekundy.
Mijają go dwaj mężczyźni o splecionych dłoniach. Idą śmiejąc się i żartując. Całują się i idą dalej. Przyciągają spojrzenia. Takie same, jak te, które przyciąga on. Nikt nie zasługuje na taki wzrok. Mężczyźni pachną, ale co z tego? On cuchnie, lecz dla wielu jest taki, jak tamci. Wyuzdany i niepotrzebny.
Z budynku wychodzi mężczyzna o śniadej twarzy. On też przyciąga wzrok. Inny niż chłopak pod śmietnikiem i tamci dwaj spleceni w uścisku. Inny niż dziewczyna w jakby za małym ubraniu, które bardziej odsłania niż zakrywa jej ponętne kształty. Nie jest stąd i nie wyznaje tutejszej religii.
Ludzie nie są po to, aby ich oceniać.
Ludzie są po to, aby ich kochać.
Ludzie
Stoi na ulicy w obcisłym, jakby za małym ubraniu. W jej uśmiechu jest pokusa, zapowiedź chwilowej ekstazy, mgnienia oka fizycznego spełnienia i oczekiwanie. Lepkie, śliskie, błogie, gęste jak karmel. Pokryte szminką usta nie są stworzone, by kształtować słowa. Ich powołaniem jest dawanie rozkoszy. Spod półprzymkniętych powiek o długich, czarnych rzęsach, patrzą piękne oczy. Czeka na amatorów jej urody, jej idealnego ciała, poligonu ćwiczeń sztuki miłości, jak sztuki wojennej.
Siedzi ze spuszczoną głową na ławce przy śmietniku. Obłok duszącej woni niemycia miesza się z gęstą chmurą rozkładu odpadków. Sam jest odpadkiem społeczeństwa. Wyrzutkiem z resztkami krwi w żyłach, pokłutych cienkimi sztyletami strzykawkowych igieł. To one sączą weń życie. Nie ma go w nim samym. On tylko wegetuje. Zaczyna żyć dopiero, gdy tłok wepchnie do krwiobiegu mieszaninę atomów syntetycznej substancji. Nikt go nie chce. Inaczej niż tamtą dziewczynę. Powabną, piękną, idealną, pachnącą. Nikomu nie jest potrzebny. Nikomu, nawet na ułamek sekundy.
Mijają go dwaj mężczyźni o splecionych dłoniach. Idą śmiejąc się i żartując. Całują się i idą dalej. Przyciągają spojrzenia. Takie same, jak te, które przyciąga on. Nikt nie zasługuje na taki wzrok. Mężczyźni pachną, ale co z tego? On cuchnie, lecz dla wielu jest taki, jak tamci. Wyuzdany i niepotrzebny.
Z budynku wychodzi mężczyzna o śniadej twarzy. On też przyciąga wzrok. Inny niż chłopak pod śmietnikiem i tamci dwaj spleceni w uścisku. Inny niż dziewczyna w jakby za małym ubraniu, które bardziej odsłania niż zakrywa jej ponętne kształty. Nie jest stąd i nie wyznaje tutejszej religii.
Ludzie nie są po to, aby ich oceniać.
4 replies on “Ludzie”
Szkoda tylko, że tak mało ludzi myśli w ten sposób.
Być może laska w zamałym ubraniu okarze się wcale nie tak łatwa jak się wydaje tak, to możliwe! , Śmierdzący na kilometr od amfy facet z igłą niejedno może widział i wiele ma do przekazania, wkońcu nie zawsze był tam gdzie jest teraz. Jednak niestety są to wyjątki, potwierdzające regółę. Choć nie należy ludzi oceniać, to od idealizmu trzymam się z daleka. Poznałem rużnych ludzi, nieraz z wyrokami, nie raz takich co wracali do tego za co siedzieli tylko robili to ostrożniej. i od niektórych można by się uczyć życia ale wielu nigdy już prawdopodobnie się nie wyprostuje, bo tak wygodniej. Każda dziedzina naszego życia ma swój mainstream i taka jest smutna prawda.
Bo wszystko się powinno sprowazać do miłości, o to tu chodzi. I mimo tej wiedzy otrzymanej bezpośrednio… Nie zawsze mi to wychodzi, bo albo przeginamw jedną stronę, albo w drugą, Właściwie jedno determinuje drugie, gdy przeginam w tą pierwszą… często skutkuje moim wewnętrznym wyczerpaniem, no a tu już droga prosta do zachowań nie będących bezpośrednim jej odbiciem. Jeszcze troszku czasu, który nie istnieje upłynie zanim stanę się takim generatorem miłości jak to kiedyś doświadczyłęm.
Co do tekstu… Jakże prawdziwy. Pokazujący skrajności i nasze ludzkie reakcje na nie, nie ważne są przyczyny, bo nikt się nad nimi nie zastanawia. Wszystkich obchodzi skutek, że ćpun, że człowieka to tam już nie ma.
Dobry tekst.