Nadzieja nie umiera ostatnia. Tak mówią, ale to nieprawda. Nadzieja jest nieśmiertelna. Nie może umrzeć. Ona jest, a to jest ma wymiar absolutny. Brak nadziei nie jest jej brakiem. To jej niezauważanie. Gdy gaśnie, nie gaśnie tak naprawdę. Wciąż trwa, ale nie tu. Nie można jej w sobie zabić. Można ją stracić z oczu, ale nie zabić. Jest jak światło za zamkniętymi drzwiami. Nie widać go, ale jest, świeci, rozjaśnia, wydobywa z mroku inny pokój, inne jest, inne teraz. Nie może umrzeć. Można ją stracić, tak, to możliwe, ale utrata nie spowoduje żadnego uszczerbku w niej samej. Gdy ktoś zgubi pieniądze, to czy stracą one na wartości? Utracona nadzieja nadal będzie nadzieją. Ucierpi tylko ten, który ją utracił. Zubożeje, zgaśnie. Nadzieja nie umiera ostatnia. Ona nie umiera nigdy. Kto wpadł na pomysł, aby sądzić inaczej? Nie może umrzeć coś, co jest nieśmiertelne. To nie ona gaśnie, to nie ona przemija, to nie ona znika. Gaśnie ten, kto ją porzuca, przemija ten, kto traci ją z oczu, znika ten, kto sądzi, że umarła. Nie ona, nie, bo nadzieja jest trwaniem.
Czasem moja nadzieja staje się fałszywą nadzieją. Biorę jej kawałek, jej częściowe występowanie, ale nie ją całą. Tak, wtedy może umrzeć, ale tylko ta moja, złudna i częściowa, powykręcana jak kończyny artretyka, gasnąca i przygnębiona. Tak, wtedy umiera we mnie, ale nie nadzieja, lecz to, co ja nazwałem nadzieją. Ten ochłap, kawałek niej, który nie jest nią samą, fałszywy refleks jej światła. Może nawet to nie jej fragment? Może to tylko pokusa nadziei, podsunięta przez rozpacz? Przecież ona nie jest odtąd dotąd. Nie da się znaleźć jej kresu, nie da się dotrzeć do jej granic, nie można stanąć na jej krawędzi. Granice, zasieki, krawędzie, końce, mury, oto przymioty nieciągłości. Nadzieja jest wiecznym trwaniem, wiecznym oczekiwaniem radości, wiecznym szeptem otuchy.
Kto pozwoli nadziei umrzeć w sobie, ten jest martwy.
Nadzieja
Nadzieja nie umiera ostatnia. Tak mówią, ale to nieprawda. Nadzieja jest nieśmiertelna. Nie może umrzeć. Ona jest, a to jest ma wymiar absolutny. Brak nadziei nie jest jej brakiem. To jej niezauważanie. Gdy gaśnie, nie gaśnie tak naprawdę. Wciąż trwa, ale nie tu. Nie można jej w sobie zabić. Można ją stracić z oczu, ale nie zabić. Jest jak światło za zamkniętymi drzwiami. Nie widać go, ale jest, świeci, rozjaśnia, wydobywa z mroku inny pokój, inne jest, inne teraz. Nie może umrzeć. Można ją stracić, tak, to możliwe, ale utrata nie spowoduje żadnego uszczerbku w niej samej. Gdy ktoś zgubi pieniądze, to czy stracą one na wartości? Utracona nadzieja nadal będzie nadzieją. Ucierpi tylko ten, który ją utracił. Zubożeje, zgaśnie. Nadzieja nie umiera ostatnia. Ona nie umiera nigdy. Kto wpadł na pomysł, aby sądzić inaczej? Nie może umrzeć coś, co jest nieśmiertelne. To nie ona gaśnie, to nie ona przemija, to nie ona znika. Gaśnie ten, kto ją porzuca, przemija ten, kto traci ją z oczu, znika ten, kto sądzi, że umarła. Nie ona, nie, bo nadzieja jest trwaniem.
Czasem moja nadzieja staje się fałszywą nadzieją. Biorę jej kawałek, jej częściowe występowanie, ale nie ją całą. Tak, wtedy może umrzeć, ale tylko ta moja, złudna i częściowa, powykręcana jak kończyny artretyka, gasnąca i przygnębiona. Tak, wtedy umiera we mnie, ale nie nadzieja, lecz to, co ja nazwałem nadzieją. Ten ochłap, kawałek niej, który nie jest nią samą, fałszywy refleks jej światła. Może nawet to nie jej fragment? Może to tylko pokusa nadziei, podsunięta przez rozpacz? Przecież ona nie jest odtąd dotąd. Nie da się znaleźć jej kresu, nie da się dotrzeć do jej granic, nie można stanąć na jej krawędzi. Granice, zasieki, krawędzie, końce, mury, oto przymioty nieciągłości. Nadzieja jest wiecznym trwaniem, wiecznym oczekiwaniem radości, wiecznym szeptem otuchy.
Kto pozwoli nadziei umrzeć w sobie, ten jest martwy.
8 replies on “Nadzieja”
Jaki piękny tekst!
Się popłakałam, eeechhhh!
Piękne.Zgadzam się z tym.
Dodaje do śledzonych.
Bardzo piękny i uczących wpis.
To nie nadzieja umiera ostatnia. Ostatni umierają ci, którzy ją mają.
Trudno się nie zgodzić.
Wartościowy tekst, zrobię jak któryś poprzednik i również dodam do śledzonych.
Ooo, samo sedno. Świetny wpis. Myślę tak samo jak Ty, ale nigdy bym tego tak nie ujęła, bo zwyczajnie nie umiem.