Pragnienie śmierci jest ucieczką przed życiem. Człowiek myśli, że zamknie za sobą drzwi i wszystko się skończy. Absolutnie wszystko. I nie żal mu tego, co w życiu było piękne. O tym nie pamięta, bo to się nie liczy. Gdy pragniesz śmierci, chcesz tylko jednego: odejść, a to znaczy uciec. Dezerter na polu bitwy marzy, aby wreszcie wydostać się poza zasięg kul, odłamków, huku granatów i bagnetów wroga. Nieważne dokąd, nieważne, co będzie dalej, sąd, areszt, rozstrzelanie, nieważne. Byle dalej stąd, byle uciec, wydostać się, być nie tu, za wszelką cenę. Wszelką, czyli jaką? Każdą? Czy to nie bezsens, jeśli ceną okaże się egzekucyjny pluton? Uciec od kul wprost pod lufy karabinów? Od śmierci ku śmierci? A może od lęku? Może od strachu, paniki, rozdygotanej duszy? Tak, byle wszystko się skończyło. Nieważne, co będzie później. Niech już przestanie być teraz. To okrutne, wwiercające się smutkiem w ciało, umysł, serce, duszę teraz. To teraz bez nadziei na lepsze potem. Nie chcę lepszego potem. Chcę tylko zostawić teraz. Porzucić jak winną zdrady kobietę, bo potem nie musi być jakieś. Wystarczy, że ono nie jest teraz. Nie musi być, nie musi. Musi za to nie być i to nie być tym teraz, które pcha ku śmierci. Wszystko dam za niebycie, wszystko! I mgła zasnuwa potem. Po co myśleć o potem? Osacza mnie okrutne, beznadziejne teraz, zakuwa w kajdany, plądruje wnętrze, gwałci, chlaszcze na odlew twardym wierzchem dłoni, więc co mnie obchodzi potem?! Nie ma potem!!! Nie istnieje, bo nic nie może istnieć poza mrocznym teraz, z którego jedynym wyjściem jest niebycie. Skoczyć tam, skoczyć w nieteraz, w nietutaj, w niedziś. Wyskoczyć stąd, bo tam czeka… Nic nie czeka!!! Nie musi!! Wyskoczyć w nieteraz, oto cel, imperatyw, pragnienie, zaciśnięcie zębów i rozpychanie się łokciami. Nie tu, nie tu, byle dalej, byle gdzieś, byle stąd!!! Wybiec, pognać, uciec, zakryć dłońmi uszy, oczy, schować serce, zdusić je, stłamsić, wepchnąć gdzieś głęboko, w mrok, w ciemność, obojętnie gdzie, byle tylko nie czuć nic. Nic!!!
Pragnienie śmierci jest ucieczką. Ucieczka to bieg, to wysiłek, to pot zalewający oczy, strąki posklejanych włosów, smak krwi w ustach, ale to przede wszystkim coś innego niż zapach teraz. Duszący, ciężki, zgrzytający między zębami odór. Ucieczka dokąd? W tej chwili nie ma tego pytania. Nie istnieje. Wszystko jest lepsze od tego, co teraz. Wszystko. Oddam słońce we włosach ukochanej, oddam radosny śmiech dziecka, oddam morską bryzę przy zachodzie słońca, gdy łany nieba mieniły się cudowną paletą barw, oddam cielesną rozkosz, oddam wiersze, wszystko oddam, bo to już było, bo nic już nie ma sensu. Jest tylko mroczny ciężar teraz. Myli się ten, kto twierdzi, że teraz to tylko mgnienie między przedtem a potem. Przedtem nie istnieje. To wyłącznie alotropowa odmiana teraz. To samo potem. Jego też nie ma, gdy teraz szczerzy zęby. Teraz było, jest i będzie, bo teraz to wieczność, to absolut, to nieczas. Nie mija. Trwa. Trwa mocno wbite w serce. Trwa!!! Nie ma początku ani końca! Ja to wiem, ja to czuję, ja w tym jestem! Wbite w serce teraz rani szorstkim istnieniem, zaciska pętlę, tłamsi i rozrywa. Rzuca ochłapami mnie po całym swym od teraz przedtem do teraz potem. Jestem rozciągnięty, aż trzeszczą kości!!! Jaki próg, jakie mgnienie, jaka granica, jaka krawędź? Teraz trwa. Nie przemija, nie ustaje, nie zmienia się, nie przetwarza, nie ewoluuje, trwa, trwa!!! Tylko śmierć może to zakończyć. Przestanę być w teraz i wszystko ustanie.
Tak myślę. Tak sądzę między jedną łzą a drugą. Gdy nie będzie już nic, zniknie również teraz. Kap, nie, kap, będzie, kap, już, kap, nic, kap, nie, kap, będzie, kap, już, kap, nic, kap, nie, kap, będzie, kap…
Trzeba podnieść głowę. Słońce pada na twarz. Łzy schną. Jasny promień przeciska się jakoś przez tłum obolałych myśli.
Dokąd chcesz uciec? Czy nie wiesz, że ucieczka jest także dokądś? To nie tylko wolność od czegoś. To także bycie w innym gdzieś iw innym, o zgrozo, teraz… Kto dał ci gwarancję, że tamto teraz będzie lepsze? Tak, wiem, myślisz, że nie może już być nic gorszego od teraz, w którym tkwisz. Może masz rację, a może nie. Może tamto teraz, inne, przytłoczy cię jeszcze bardziej swą innością? Może spotęguje wszystko, co było w niniejszym teraz? Coś pewnie się zmieni, bo inne jest inne, ale jaką masz gwarancję, że będzie lepiej? Łudzisz się tylko tą innością, okłamujesz siebie, mamisz, bo być w nieteraz, być nie tu, być gdziekolwiek, to cel, to nadzieja, to blask, to światło.
Gaśnie.
Tam, gdzie jest nic, coś musi być. Nie ma przecież nicości absolutnej. Musiałaby być niebyciem, a skoro niebycie jest, to musi być czymś, więc w tym czymś także jest coś. Śmierć jest tylko pozornie niebyciem. W zasadzie jest nieżyciem, a raczej nieistnieniem w takiej formie, jaką znamy. Ciało umiera, gdy przestaje działać. Czy zegarek, który przestał działać, nie jest już zegarkiem? Nie jest, bo nie mierzy czasu, ale czy w ogóle nie jest? Jest. Jest zepsutym zegarkiem. Ciało to co innego. Wiem. Ciało przestaje istnieć. Pewnego dnia jest, a później zaczyna się rozpad. Trwa i trwa, lecz ma swój kres. I później już nie ma ciała. Nie ma. Czy jednak nie ma człowieka? Co zyskam, gdy zepsuję ciało, czyli ucieknę w śmierć? Czy tylko je unicestwię i nic więcej? A może przy okazji ucieknę tam, gdzie pragnę. Tam, w tą dal najdalszą od mrocznego, posępnego teraz? Skacząc w śmierć, unicestwiam ciało, ale czy siebie? Takich pytań nie zadaje rozpacz. Ona tylko popycha, inspiruje, szepce, a czasem głośno krzyczy. Chyba po to, aby zagłuszyć wątpliwości.
Nie chcesz być tu, bo boli.
Czy zawsze bolało?
Milczysz… Rozpacz głośno krzyczy i twoje milczenie tonie w niej. Ona nie chce, abyś się oglądał. Ona nienawidzi pytań. Ma zawsze tylko jedną odpowiedź: nie uda się, nie ma wyjścia, nic cię nie uratuje.
Promień… Czy zawsze bolało?
Nie, nie zawsze. Był przecież uśmiech na twarzy ukochanej osoby, był zapach lasu, była ukwiecona łąka o zmierzchu, był czuły dotyk, był… Tyle rzeczy było? Naprawdę?
Nie uda się, nie masz wyjścia, nic cię nie uratuje!!!!
Rozpacz będzie tak wołać, nagabywać, krzyczeć, aż się zmęczysz, aż opadniesz z sił, aż zapomnisz o tym, że było pięknie. I zapragniesz uciec. Zapragniesz porzucić teraz na rzecz innego teraz, złudnie lepszego. Tylko złudnie.
To ucieczka donikąd.
Ucieczka
Pragnienie śmierci jest ucieczką przed życiem. Człowiek myśli, że zamknie za sobą drzwi i wszystko się skończy. Absolutnie wszystko. I nie żal mu tego, co w życiu było piękne. O tym nie pamięta, bo to się nie liczy. Gdy pragniesz śmierci, chcesz tylko jednego: odejść, a to znaczy uciec. Dezerter na polu bitwy marzy, aby wreszcie wydostać się poza zasięg kul, odłamków, huku granatów i bagnetów wroga. Nieważne dokąd, nieważne, co będzie dalej, sąd, areszt, rozstrzelanie, nieważne. Byle dalej stąd, byle uciec, wydostać się, być nie tu, za wszelką cenę. Wszelką, czyli jaką? Każdą? Czy to nie bezsens, jeśli ceną okaże się egzekucyjny pluton? Uciec od kul wprost pod lufy karabinów? Od śmierci ku śmierci? A może od lęku? Może od strachu, paniki, rozdygotanej duszy? Tak, byle wszystko się skończyło. Nieważne, co będzie później. Niech już przestanie być teraz. To okrutne, wwiercające się smutkiem w ciało, umysł, serce, duszę teraz. To teraz bez nadziei na lepsze potem. Nie chcę lepszego potem. Chcę tylko zostawić teraz. Porzucić jak winną zdrady kobietę, bo potem nie musi być jakieś. Wystarczy, że ono nie jest teraz. Nie musi być, nie musi. Musi za to nie być i to nie być tym teraz, które pcha ku śmierci. Wszystko dam za niebycie, wszystko! I mgła zasnuwa potem. Po co myśleć o potem? Osacza mnie okrutne, beznadziejne teraz, zakuwa w kajdany, plądruje wnętrze, gwałci, chlaszcze na odlew twardym wierzchem dłoni, więc co mnie obchodzi potem?! Nie ma potem!!! Nie istnieje, bo nic nie może istnieć poza mrocznym teraz, z którego jedynym wyjściem jest niebycie. Skoczyć tam, skoczyć w nieteraz, w nietutaj, w niedziś. Wyskoczyć stąd, bo tam czeka… Nic nie czeka!!! Nie musi!! Wyskoczyć w nieteraz, oto cel, imperatyw, pragnienie, zaciśnięcie zębów i rozpychanie się łokciami. Nie tu, nie tu, byle dalej, byle gdzieś, byle stąd!!! Wybiec, pognać, uciec, zakryć dłońmi uszy, oczy, schować serce, zdusić je, stłamsić, wepchnąć gdzieś głęboko, w mrok, w ciemność, obojętnie gdzie, byle tylko nie czuć nic. Nic!!!
Pragnienie śmierci jest ucieczką. Ucieczka to bieg, to wysiłek, to pot zalewający oczy, strąki posklejanych włosów, smak krwi w ustach, ale to przede wszystkim coś innego niż zapach teraz. Duszący, ciężki, zgrzytający między zębami odór. Ucieczka dokąd? W tej chwili nie ma tego pytania. Nie istnieje. Wszystko jest lepsze od tego, co teraz. Wszystko. Oddam słońce we włosach ukochanej, oddam radosny śmiech dziecka, oddam morską bryzę przy zachodzie słońca, gdy łany nieba mieniły się cudowną paletą barw, oddam cielesną rozkosz, oddam wiersze, wszystko oddam, bo to już było, bo nic już nie ma sensu. Jest tylko mroczny ciężar teraz. Myli się ten, kto twierdzi, że teraz to tylko mgnienie między przedtem a potem. Przedtem nie istnieje. To wyłącznie alotropowa odmiana teraz. To samo potem. Jego też nie ma, gdy teraz szczerzy zęby. Teraz było, jest i będzie, bo teraz to wieczność, to absolut, to nieczas. Nie mija. Trwa. Trwa mocno wbite w serce. Trwa!!! Nie ma początku ani końca! Ja to wiem, ja to czuję, ja w tym jestem! Wbite w serce teraz rani szorstkim istnieniem, zaciska pętlę, tłamsi i rozrywa. Rzuca ochłapami mnie po całym swym od teraz przedtem do teraz potem. Jestem rozciągnięty, aż trzeszczą kości!!! Jaki próg, jakie mgnienie, jaka granica, jaka krawędź? Teraz trwa. Nie przemija, nie ustaje, nie zmienia się, nie przetwarza, nie ewoluuje, trwa, trwa!!! Tylko śmierć może to zakończyć. Przestanę być w teraz i wszystko ustanie.
Tak myślę. Tak sądzę między jedną łzą a drugą. Gdy nie będzie już nic, zniknie również teraz. Kap, nie, kap, będzie, kap, już, kap, nic, kap, nie, kap, będzie, kap, już, kap, nic, kap, nie, kap, będzie, kap…
Trzeba podnieść głowę. Słońce pada na twarz. Łzy schną. Jasny promień przeciska się jakoś przez tłum obolałych myśli.
4 replies on “Ucieczka”
Mocne i prawdziwe.
Zgadzam się z poprzednikiem, mocne.
Jeden z lepszych tekstów, które przeczytałem w ogóle.
Ciekawa analiza.
Porażające, piękne, mocne! W jakiś sposób cudowne.